Zacznę od definicji:
Tożsamość – to wizja własnej osoby, jaką człowiek ma: właściwości wyglądu, psychiki i zachowania się z punktu widzenia ich odrębności i niepowtarzalności u innych ludzi. – Wikipedia
Pan Piotr Bakuła bardzo celnie (w moim odczuciu) dopomina się jakby nieco innego widzenia:
Celem jest dotarcie do stanu, w którym pacjent wie, że ma problem, oraz że powrót do używania substancji skończy się dla niego kolejną porażką, natomiast nie jest zamknięty w „Matrixie” swojego trzeźwienia. – Uzależnienie.com.pl
Było różnie…
W mojej pracy i życiu brałem udział w wielu różnych procesach tak zwanego leczenia uzależnień. Na różnych poziomach, o skuteczności nie wspomnę. Dla każdego z tych procesów celem nadrzędnym było uznanie i akceptacja tożsamości alkoholika lub narkomana. Miałem przyjść do grupy nowych, obcych ludzi, zgromadzonych w nowym, obcym miejscu, jako kompletny bankrut życiowy, ekonomiczny, społeczny i emocjonalny i w tym środowisku ogłosić „jestem alkoholikiem”, „jestem narkomanem”. Czasem próbowałem namówić niektórych moich kolegów bądź koleżanki do zwizualizowania sobie takiej sytuacji w ich wykonaniu, ale na próżno. Terapia miała być karą! Konieczność nabrania tożsamości ze względu na chorobę, spowodowała powstanie klasyfikacji różnych terapii ze względu na chorobę.
Od czego jestem uzależniony?
Klasyfikacja ta początkowo wyglądała dość prosto, dopóki dotyczyła zaledwie dwóch „chorobo-tożsamości”. Jednak gdy w grę zaczęły wchodzić kolejne objawy: fonoholizm, hazard, kompulsywny sex, zakupoholizm sprawa zaczynała się komplikować. No a już gdy dołączyły takie symptomy jak depresja, samookaleczenia, zaburzenia odżywiania, fobia społeczna to powstał taki zamęt, że trudno było to wszystko ogarnąć jakąś sensowną „chorobo-tożsamością”. Z odsieczą przyszedł tutaj znany mi termin: „jestem uzależniony, tożsamość osoby uzależnionej.” Jednak ta pomoc również nie wydaje się być tak skuteczna, jak wyglądała początkowo. Bo zrodziło się pytanie zasadnicze, powracające do początku: „Od czego jestem uzależniony?” I przyszły pytania kolejne: „Co to znaczy, że jestem uzależniony?”, „Czy jeśli jestem uzależniony od alkoholu, to mogę brać narkotyki?”, „A gdy jestem uzależniony od narkotyków, to od których? Od wszystkich? A od tych, których jeszcze nie brałem też? A od alkoholu?”.
Powrót do punktu wyjścia
I wówczas pojawił się termin „substancje psychoaktywne”. Przez chwile wydawało się, że to nowe określenie zaspokoi wszelkie niedomówienia. Ale wątpliwościom nie było końca: „Czy w sytuacji gdy jestem uzależniony od substancji psychoaktywnych to od czynności też?”, „Mogę przestać używać, ale chodzić do kasyna?”.
I wszystko wróciło do punktu wyjścia. Idąc z duchem nurtu dzielącego terapie na alkoholowe, narkotykowe, hazardowe, sexoholowe, nikotynowe i jeszcze Bóg wie jakie, do dziś nie wyszedłbym z terapii. Kończąc jedną, zaczynałbym drugą, bo jak mawiają moi koledzy „to jest inna materia”. Znaczy inna choroba = inna materia. INNA MATERIA.
Kiedy przestałem być człowiekiem i stałem się chorobą, objawem? Czy moja cukrzyca, nadczynność, niedoczynność tarczycy też mają znaczenie dla mojej chorobowej tożsamości? Jako choroby przewlekłe i nieuleczalne chyba powinny. A moja depresja? Inna materia.
Nie to ta sama materia: JA CZŁOWIEK! To tożsamość nadrzędna. Ja człowiek godzien szacunku. Mojego szacunku.
Zrozumienie siebie
Tożsamość jest rzeczywiście kwestią kluczową, w każdym procesie zmiany. Zmiany na Nowe. Zrozumienie pewnego porządku rzeczy, tego jaka jest moja obecna sytuacja i zgodne z tym życie. Jako człowieka posiadającego elementarne poczucie szacunku do siebie samego, miejsca gdzie żyję, skąd pochodzę, od kogo pochodzę (mama, tato), jakie mam powinności wobec grupy w której żyję itp. Nadanie sensu temu co robię, to kolejna kluczowa sprawa dla mojego życia. W moim widzeniu problemu „chorobo – tożsamości” należy wyjść poza obszar choroby i żyć tak, żeby w tym życiu najważniejsze było Życie. Wtedy przestanę być chorobą, a zacznę człowiekiem.
Bądź zdrów!