Przeglądając nasze opinie muszą państwo mieć świadomość, że wszystkie zamieszczone tutaj opinie są pozytywne.
Głos zabierają ludzie, którzy mnie znają z procesów, prowadzonych przeze mnie w różnych miejscach.
Od Zakładu Karnego, poprzez prywatne ośrodki, aż do DOMU REHAB. Mam także nadzieję, że nie będą te opinie jedynym kryterium poszukiwania ośrodka terapeutycznego.
Jeśli chcecie żeby Wasz wybór był oparty na realnych podstawach czytajcie także inne otchłanie Internetu, pytajcie znajomych i przyjaciół. Pytajcie tych wszystkich, którzy dotarli z sukcesem do końca terapii i prowadzą nadal własny, aktywny program zdrowienia.
Mam świadomość, że nie jestem w stanie zadowolić wszystkich, którzy szukają pomocy w wychodzeniu z uzależnienia czy depresji.
Robię to co potrafię zgodnie z wiedzą, wykształceniem i posiadanym warsztatem.
Pozdrawiam,
Robert Banasiewicz
Inna forma pracy i inne sposoby spojrzenia na cele życia w trzeźwości oraz terapii trafiły idealnie w moje potrzeby.
Trochę żałuję, że ten bliższy kontakt w pełni zrealizowałem tak późno. Jest to dla mnie wspaniałe uzupełnienie dotychczasowych sposobów na funkcjonowanie w nowych-starych warunkach. Okazuje się, że odległość, czas ani inne czynniki nie stanowią problemu przy realizacji potrzeb, nawet w sytuacji kryzysowej.
Kwestia zapobiegania nawrotom to w moim przypadku temat traktowany bardzo marginesowo podczas dotychczasowej terapii, a myślę, że jest to najistotniejsza kwestia dla osób uzależnionych. Dużą radość sprawiła mi wola kontynuacji warsztatów “nawrotowych”, bo dobrze wiem, że lepiej i taniej jest zapobiegać niż likwidować skutki.
W końcu to co dla mnie jest najistotniejsze – bardzo indywidualne podejście do… I tu nie mogę się powstrzymać przed użyciem określenia “Partnera w procesie”, z którym precyzowane są potrzeby i wymagania jednej strony (często nierozpoznawalne i trudne do nazwania) oraz możliwości ich zaspokojenia i jak najszerzej rozumiane koszty osiągnięcia celu przedstawiane przez stronę drugą. Dla mnie jest to zdecydowanie lepsze niż traktowanie jako “tylko klienta”, któremu jest dostarczany zamówiony towar – ani mniej, ani więcej bez względu na koszty i wyniki.”
Dziękuję, że odebrał Pan wtedy telefon, za Nadzieję i za to, że Pan Jest…
Ludziom, którzy podobnie jak ja, gdzieś zagubili się w życiu mogę powiedzieć, że warto czasem na chwilę się zatrzymać po to aby zacząć wszystko od nowa. Warto to zrobić z tak wspaniałym Przewodnikiem jakim jest Robert.
Z problemem uzależnień spotykamy się pośrednio wszyscy. Coś tam słyszeliśmy, że problem u znajomych, widujemy tych „zawianych” w zaułkach ulic, ale przecież idziemy dalej. Nie zastanawiamy się nad tym dłużej. Ten problem jest poza nami, to nie my, nie nas to dotyczy. Nasze życie jest „normalne”. Ale tylko do momentu, w którym problem dotyka nas samych. Wtedy nagle wszystko jest inaczej, bo zmierzyć się z uzależnieniem to ogromne wyzwanie. Poukładane do tej pory życie pada jak domek z kart, a znane nam metody wychowawcze nagle okazują się kompletnie nieskuteczne.
Oboje z żoną podjęliśmy się odpowiedzialnego zadania kontynuacji programu rehabilitacji rozpoczętej przez Roberta Banasiewicza. Młody człowiek, członek naszej rodziny, sięgnął po ciężkie narkotyki i trwało to jakiś czas zanim chłopak trafił we właściwe ręce. Mogłoby się wydawać, że znane nam z życia środki perswazji powinny być skuteczne, by odwieść go od zażywania. Dziś widzimy, że nie tylko my, ale wszyscy ci, którzy sądzą, że sobie z problemem poradzą są w błędzie. Bez pomocy, jaką uzyskał nasz bohater od Roberta nikt z nas, ani on sam by sobie nie poradził.
Osobiście byłem pod ogromnym wrażeniem, widząc podejście Roberta do podopiecznych. Stało się tak za jego sprawą, gdyż ku naszemu zaskoczeniu również my, jako przyszli opiekunowie w dalszej rehabilitacji zostaliśmy zaproszeni na „roboczą sesję” z podopiecznymi. Otwartość, głęboka szczerość i indywidualne podejście wyzwalają emocje. Bardzo szybko zrozumieliśmy, jakie czeka nas wyzwanie i że jeszcze wiele musimy się nauczyć, by naprawdę zrozumieć istotę problemu. Dodam, że nasz chłopak także się stara, to ważne. Jednakże bez profesjonalnej pomocy jaką otrzymał nie wydaje się to możliwe.
Nie mam zamiaru ukrywać jak bardzo byliśmy zestresowani, gdy przyszedł czas by „przejąć” naszego chłopaka. Podjęliśmy wspólnie taką decyzję, by oderwać go na dłużej od znanego sobie groźnego środowiska, by nie wracał do niego zaraz po terapii. Widać było ogromne zmiany, jakie zaszły w nim w trakcie terapii. Nie chcieliśmy tego stracić. I najważniejsze, pomimo, że terapia w ośrodku niejako się zakończyła, to jednak w pełni mogliśmy liczyć na pomoc Roberta. Kontakt telefoniczny zawsze dostępny, a w razie „dołów” natychmiastowe miejsce na kilka sesji w ośrodku.
Robert Banasiewicz to bezwzględnie profesjonalista w tym co robi, bo wie co robi. Bez Niego nie bardzo wiemy, gdzie bylibyśmy dzisiaj. A jest dobrze. I jeszcze, z naszym chłopakiem widujemy się przez Skype, bo mieszka za oceanem. Ale to wystarczy, by widzieć nadzieję, chęć do życia, iskrę o oczach – bezcenne!
Robert, dziękujemy!”
Ale to był mój tak samo jak Twój pierwszy najtrudniejszy krok… ale najważniejszy. Było mi cholernie ciężko się przed sobą samym i Rodziną przyznać ze nie jestem w stanie kierować własnym Życiem, że te kontrolę przejął alkohol. Podobnie jak Ty żyłem w drugim równoległym Świecie w jakimś odległym tunelu. Wiedziałem ze tak nie powinno wyglądać życie dojrzałego mężczyzny ale kompletnie nie wiedziałem jak sobie pomóc. Dlatego podałem się woli Roberta i wpuściłem Go do swojego Życia by pomógł mi odnaleźć swoją tożsamość. Nie było lekko, bardzo czasem bolało ale każda wylana łza była warta tej decyzji. Najtrudniejszej ale i najważniejszej decyzji od wielu, wielu lat. Maciej bo tak mam na imię, jestem namacalny i jeśli tylko będziesz chciał poznasz mnie, pozwolę Tobie wpuścić Ciebie do mojego Życia byś przekonał się ze warto jest w końcu wsiąść do pociągu, a nie tylko być obserwatorem własnego Życia. Ja sobie tę szansę dałem i jestem z siebie dumny. Jeśli masz ochotę znajdź mnie i napisz.”
Decyzję wysłania naszego syna na leczenie do Polski podjęliśmy po trzech próbach w ośrodkach odwykowych w Stanach Zjednoczonych, gdzie pacjentów traktuje się bardzo przedmiotowo a po zamknięciu za nimi drzwi kontakt pacjent-terapeuta przestaje istnieć. Szukając cudownej pigułki w Internecie, która spowodowałaby u naszego syna niechęć do narkotyków natknęłam się na wywiad z p.Robertem I informację o malutkim ośrodku odwykowym. Profesjonalizm I pewność z jakim opowiadał o pracy pomógł nam zdecydować się na wysłanie syna tysiące kilometrów od domu ze słabiutką znajomością języka polskiego.
Robert podchodzi do każdego pacjenta indywidualnie – terapia jest intensywna i dostosowana do potrzeb pensjonariusza. Może to być osiem długich godzin dziennie a może zarwana noc, bo jest to konieczne w poprawieniu stanu chorego. Nasz syn nigdy nie doznał takiego zaangażowania personelu oraz Świadomości, że obcym ludziom może również zależeć na jego życiu. Nie było lekko ale nikt nie obiecywał, że będzie. Długie i męczące borykanie się ze swoją osobowością powodowało mozolne przekształcanie się. Wiele razy słyszałam: mamo, mam dość, chcę wracać do domu, a po jednej rozmowie z Robertem było: zostaję, postaram się przetrwać, gdyby nie Robert to już by mnie tu nie było…
Minęło 6 miesięcy. Kontakt pacjent-terapeuta jest I mam nadziej, że będzie. W czasie kiedy nasz syn przechodził swoją metamorfozę, my byliśmy w stałym kontakcie z Robertem. Patrząc z perspektywy czasu każda rozmowa z nim była lekcją dla nas a już na pewno formą terapii. Zaufaliśmy mu do końca, poświęcił dużo czasu na nauczenie naszego syna rozpoznawania problemu I radzenia sobie z nim bez ucieczki w używki. Spotkanie Roberta było najlepszą rzeczą jaka mogła nam się zdarzyć. Będziemy mu wdzięczni dozgonnie chociaż on twierdzi, że to zasługa samego pacjenta, a on tylko skromnie nadzorował tok leczenia. Dzisiaj wiem, że odzyskanie naszego dziecka zawdzięczam naszemu dziecku i jego ciężkiej pracy nad sobą ale bez Roberta byłoby to niemożliwe. Nikt nie wprowadził w nasze życie tyle poczucia bezpieczeństwa.”
W skrócie to tyle, co słychać u mnie po dwóch tygodniach wolności. Podsumowując: kondycja fizyczna na 20% ; kondycja psychiczna na 70% ,ale nie pękam, bo będzie lepiej. Twój adres umieściłem w kontaktach na honorowym miejscu i na pewno jeszcze się odezwę.
P.S. Dzięki za wszystko co wbiłeś mi do głowy. Jesteś jednym z najważniejszych ludzi, których spotkałem w życiu i na pewno wyciągniesz z gówna jeszcze wielu. WIELKIE DZIĘKI.”
– „Ty jesteś ch…. a nie dobry ojciec!!! Gdzie jesteś jak Twój syn cię teraz potrzebuje???”.
W pierwszej chwili rozejrzałem się czy ktoś to słyszy i myślę sobie – czy to jest jakaś prowokacja? Czy od razu mam sieknąć go w te jego wielkie wąsy? Powiem tylko, że kilka lat przesiedziałem i miałem coś do powiedzenia w tym więzieniu. Więc ta rozmowa była dla mnie dziwna, ale facet przedstawił tak mocne argumenty a przede wszystkim prawdziwe, że nie miałem innego wyjścia i musiałem przyznać mu racje. To był przełomowy moment – od tamtej pory zacząłem poważnie słuchać co ten facet mówi i w miarę możliwości, bo jeszcze blokowały mnie mury więzienia, wdrażać to wszystko w swoje życie.
Szybko zauważyłem super zmianę w stosunkach między moimi bliskimi. Kontakt mieliśmy tylko telefoniczny bo byłem daleko od domu, ale te rozmowy stawały się bardziej przyjemniejsze gdy ja po prostu im zaufałem i mówiłem prawdę, nie narzucałem swojej woli. Z tym miałem problem. Nigdy nie zapomnę Świąt Bożego Narodzenia gdy Robert jednoczył i mobilizował nas siedzących w więzieniu dorosłych facetów, przestępców ludzi po przejściach do robienia choinki z prawdziwych gałązek, a z bibuły i papieru ozdób. To było niesamowite gdy się w to zaangażowałem.
Zmieniając swoje zachowanie, podejście do życia czytając dużo lektury AA, słuchając Roberta i wdrażając to wszystko w moje życie zauważyłem pozytywne zmiany u siebie. Uwierzyłem, że to wszystko ma sens. Robert był dla mnie wtedy wszystkim, moją siłą wyższą, moim AA i czułem się przy nim dobrze. Teraz wiem, że Bóg postawił nas sobie na drodze. Robert był pierwszą osobą z AA której zaufałem. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Zaleceniami Roberta po pozytywnie ukończonej przeze mnie terapii było znalezienie sponsora na wolności i uczęszczanie na mitingi. Tak zrobiłem i zaczęła się cudowna zmiana mojego życia. Jak to mówi mój sponsor: “Robert pięknie przygotował mu materiał a on teraz sobie rzeźbi”. Jestem prawie półtora roku na wolności. Dzięki AA zmieniłem swoje życie. Tak mi jest dobrze i tak chce żyć. Robertowi jestem wdzięczny za to, że otworzył i mi oczy i sprowokował moją głowę do myślenia. Teraz widzę prawdziwy świat a bycie dobrym człowiekiem naprawdę nie boli a wręcz przeciwnie – popłaca i bardzo ułatwia życie. Mam nadzieje, że Robert długo będzie miał możliwość pomagać potrzebującym. Z dumą mogę powiedzieć, że też to czynię a Bogu dziękuję, że poznałem Roberta.”